Spaceruję wśród płonących drzew Domy płoną też Miasto obracasz w dym ♪ Podpalone oczy, ślepy wzrok Gdy odbierasz głos Miasto obraca się w pył Walę głową w mur, zamknięty tłum Zwierzęcy folwark i król W skrzydłach rośnie cierń, uderza w brzeg Legion pustych serc Metropolis gaśnie wolny świt Który to już raz nam puka do drzwi? Płacz zalewa wizję wydeptanych dni Białych dni, ео (eo) Metropolis, gdy nie wolno śnić Dostajemy w dłoń recepty na sny Potrafimy żyć, lecz to nie znaczy nic Nie znaczy nic, ео (eo) ♪ Nie chcę wyjść przez szereg Nie chcę wchodzić, kiedy schody bez barierek Nie chce mówić głośno o tym, co jest mądre Nie chcę pisać o tym, co jest dla niektórych niewygodne Futurystyczna wizja Bezpłciowa przystań Kolorowa iluzja Czuję wstyd na karku Spływa mi po płaszczu A płaszcz topi się w gównie Tonę w zniszczach państwa Płoną wszystkie miasta Zasłonięte okna A za nimi wojna Nie wiem, czym jest piękno Ale jeśli sedno jawi się w jego lustrze Wolę brzydką przestrzeń Niż tę twarz, co szeptem pluje na konstytucję Patrzę jak mi świat na barkach stoi Jak w karawanie Salvadora Dali Takie ładnie wizje Czekam na te wizje Czekam na te wizje, oo Spaceruję wśród płonących drzew Domy płoną też Miasto obracasz w dym Metropolis gaśnie wolny świt Który to już raz nam puka do drzwi? Płacz zalewa wizję wydeptanych dni Białych dni, ео (eo) Metropolis gdy nie wolno śnić Dostajemy w dłoń recepty na sny Potrafimy żyć, lecz to nie znaczy nic Nie znaczy nic, ео (eo)