Tego dnia miałam rozbierać choinkę Ale powiedziałam matce Że pójdę wpierw po chleb na kolację, co nie? Pójdę do Żabki, nie ma tam kolejki Może daleko, ale dają te naklejki Za 500 dostajesz maskotkę Bynajmniej dla mnie są one mega słodkie Jak wychodzę, on jak zawsze siedzi na ławce Z Tigerem i się na mnie Patrzy Ja idę, on się patrzy Ja idę, on się patrzy Ja idę, on się patrzy Zatrzymuje się cała ulica Gdy on mnie co mam w tej siatce pyta Ja mówię, że nie wiem, że w ogóle, co go to Język mi się plącze, nogi się pode mną gną On mówi, że jego stara Chleba nie kupuje, tylko piecze sama Kiedyś ciągle najebana, teraz uśmiech ma na twarzy Chleb se wypieka, o śmierci już nie Marzy O śmierci już nie marzy On łapie mnie za rękę Tak dziwnie na mnie patrzy Podchodzi tak blisko Dotyka mojej twarzy Rękę moją ściska Od potu śliską Jego oddech parzy Tak się składa, że dziś stara w ciężkim stanie zlądowała Na OIOM-ie, raczej trochę tam zostanie Tomografia dobrze jej nie wróży A maszyna do chleba dobra się kurzy "Ja bynajmniej bym odsprzedał ci ją tanio Dodał gratis nakładkę, i książkę z przepisami Piekła byś se chleb, no i w ogóle Byś nie musiała do tej Żabki już tak łazić ciągle" ♪ Od tamtej pory, nic, tylko wypiekam Aż góra bochenków po sufit zalega Z chleba upiekłam ściany, krzesła i obrazy Zamiast łez okruszki, toczą się po mojej Twarzy Po mojej twarzy Po mojej twarzy O śmierci już nie marzę