Na zapętleniu ten sam obraz Widzę przed snem ciemne okna I śpię od tygodnia Ja śpię od tygodnia Niewyraźna rozpacz Utrata wzroku, ślepota Pochłania całą postać Pochłania całą postać Nie ma dywanu, Nie ma pod co kłamstw zamieść Brakuje zbitego lustra Nie ma komu się wyżalić Otoczony przez balkony Nad nimi puste okna Płonące zasłony Niedomknięte usta Ciemnota trzyma z każdej strony Sztuczni ludzie, sztuczne domy Oczodoły ślepą wiarą w przyszłość wypełnione Słoiki w głębi nory Pochowane telewizory Wszyscy razem, każdy w sobie, krzyczmy jak nam tu jest dobrze Robiąc zdjęcia o północy By sprawdzić czy twarz dalej ostra Czy czarna dziura w jej miejscu nie wyrosła Czy splątane myśli Brudne i oschłe W nich zagnieżdżone Pająki kąszą zniesmaczone Dzień pomieszany z nocą zostaw Ten dzień zanurzony w nocy zostaw Dzień pomieszany z nocą zostaw Ostatni dzień już staram się wydostać