Już idą wielką zgrają Już krzyczą nas tak mało Już biją, trzeba uciekać Ich gniew słychać z daleka Już pęka stalowa przegroda Już leje z armatek się woda Huk petard rozrywa uszy Już strach pazerność zagłuszył Sztyl od kilofa w ręce górnika Nie można już kłamać Nie można unikać Nie można udawać Że dziura w budżecie Że tak by się chciało Że nie jest się śmieciem Sztyl od kilofa w ręce górnika Nie można już kłamać Nie można unikać Nie można udawać Że dziura w budżecie Że tak by się chciało Że nie jest się śmieciem Już tupot ciężkich butów Zagłuszył bełkot gwiazd I gadające głowy Zamilkły niemy strach Ktoś odkrył wreszcie prawdę Najprostszą z wszystkich prawd Że tylko jeden sposób Jest niezawodny tak Sztyl od kilofa w ręce górnika Nie można już kłamać Nie można unikać Nie można udawać Że dziura w budżecie Że tak by się chciało Że nie jest się śmieciem Sztyl od kilofa w ręce górnika Nie można już kłamać Nie można unikać Nie można udawać Że dziura w budżecie Że tak by się chciało Że nie jest się śmieciem A górnik patrzy i widzi to co chce Ulica milczy, ze wstydu pali się Sztyl od kilofa w ręce górnika Nie można już kłamać Nie można unikać Nie można udawać Że dziura w budżecie Że tak by się chciało Że nie jest się śmieciem Sztyl od kilofa w ręce górnika Nie można już kłamać Nie można unikać Nie można udawać Że dziura w budżecie Że tak by się chciało Że nie jest się śmieciem