Przyszły do mej wsi uczone niedźwiedzie Z bębnami z domrami A ja grzeszny gorliwy Przepędziłem je połamałem w polu Maski i bębny i niedźwiedzie odebrałem Jednego zatłukłem, ale ożył Drugiego wypuściłem w pole Ten pierwszy dyszał a ja mówiłem Pokaż misiu jak Kościuszko wróci do Polski Lecz ten wielki łeb podnosi I pędzi mnie Mieszkać ze zwierzętami Żmijami, ptakami, mrówkami Co zjadają członek tajemny W kościach łamać W żyłach ciągnąć Obrót słońca na niebie Gwiazdy pojawiły się czarne W południe Człowiek do marności podobny Dni jego jako cień przemijający Jak kozioł skacze Jak pęcherz się nadyma Jak ryś się gniewa Jak źrebak rży Na piękne ciało spoglądając Chytry jest jak biesy Najadłszy się śpi Bez modłów A potem znika Nie wiedziałem Jak dni swe spędzać Sądząc, że jestem czymś Kał i gnój jestem przeklęty Istne gówno Śmierdzę duszą i ciałem Mieszkać by mi w budach Z psami, świniami Za zwierzę oddałem więc księgi Z księgami nie chciałem mówić ♪ Łaska działa Przez osła Przez rysia Przez jelenia Gdzie tego zechce bóg Zostaje odwrócony Porządek przyrodzenia ♪ Poszedłem do lasu jak do ciebie Lecz witały mnie głosy A tego, po co tu diabli przynieśli Wołałem złaźcie na dół Wyznajcie mi grzechy A ja dam wam grzechów odpuszczenie I nie wydam was na pohańbienie Odpowiedziała stara brzoza Skrzypieniem święta Odejdź ośle do zagrody Wolność nie jest dla chudoby