Szybki przejazd slalomem Na bicie Boniek Blisko natury, mam żywopłot zamiast fosy Jedna miłość, a nie jakaś podaż, popyt Wciąż się miesza pokora i niedosyt Pot wsiąka mi we włosy na granicy dnia i nocy Nic dla popisu jak skok elektryka Stawiam opór zawsze kiedy chcą mnie przepytać Obietnica, że za pustosłowie pełna micha Staje w progu i mówię, kurwa, siema witam Między mną a kłamstwem jest podwójna ciągła Kiedyś dostałem kota dziś wyrzucam truchło z worka Jak chcesz to możesz iść za trzecią szóstką postać Ja tam nie wrócę już, bo wiem jak gówno wciąga Strefa biało-czerwona, a nie niemieckie szengen Drzwi mam otwarte u zioma i przez nie chętnie wejdę Głowa z sercem sklejona nie wtłoczona w weltszmerc Purpura jest na blokach, a nie salonowa czerwień Od sąsiada mnie tu miedza dzieli Twardo stoję więc się nie da mnie oderwać z ziemi To święta ziemia, której muszą chyba strzec anieli I mój szef jest tam gdzie światło, a nie strefa cieni Bardziej orzeł niż reszka, bo na cyferkach się nie znam Znam dwie strony medalu i mam te zbroję od dziecka Musiałem odkryć ją w sobie i to jest boska komedia Bo na faceta wyrosłem, taki smiechowy koleżka Prima sort - moje słowo przelatuje nad murem Granicami się od dawna nie przejmuję w ogóle Trzymam pion, czasem zdarzy się zahaczyć o chmurę Bramy ze stali śmiało se z lacza wyłamuję Pieprzę twój szlaban oraz budę ciecia Jak Dawid Murek ładuję od kiedy żem w górę wzleciał Przeskakuję przez parkan, robię salta na kartkach A ty zatkaj dziurę i ssij końcówę fleta Stąd się biorą twoje piski hejterzyno marny Srogi rozrzut mam więc dostajesz przy okazji Piruety kręcę, ale nie bez wyobraźni Cztery siedemset obrotów pokazuje mi wskaźnik