Czasem się wydaje ze oddycham Czasem się ze to ma jakiś sens Czasem się uśmiecha i wzdycham do ciebie Czasem zapominam ze przemija ból Mebluje pustkę która zewsząd otoczyć chce mnie Lakoniczny zwykle rozwijam ten temat dla ciebie Zniewolony grawitacją, która wciąż ciągnie w dół Marze o tym by ulecieć wysoko nad stół Marze o tym by ulecieć wysoko nad dach Marze o tym by na zawsze już pokonać strach Pomiędzy piekłem a niebem mym Skazani na to by śnić wspólne sny O tym że nadejdzie lepszy czas O tym ze świat nie zapomni nas Czasem się wydaje że mam wszystko Podnoszę ręce i dotykam palcami chmur Czasem się zakrzywia rzeczywistość przy tobie Przy tobie Czasem znów zastyga w niepewności Na plecach ciężar zbyt duży by można go było nieść Jesteś jak remedium na słabości Znów wszystko dla ciebie Zniewolony grawitacją, która wciąż ciągnie w dół Marze o tym by ulecieć wysoko nad stół Marze o tym by ulecieć wysoko nad dach Marze o tym by na zawsze już pokonać strach Pomiędzy piekłem a niebem mym Skazani na to by śnić wspólne sny O tym że nadejdzie lepszy czas O tym ze świat nie zapomni nas Wszystko w porządku jest Słysze twój szept Nie zamienię tego na anielski śpiew Nie zamienie tego na błekitną krew Udawane na szczescie wole szczery beng Wdech niech dzieje sie co chce Jako katastrofy która zmiażdży mnie Już dochodzi do mych uszu zbliża się Płonie cały świat i nagle słysze szept Twój który dobrze znam ile by nie było poszarpanych ran Ile by nie było na honorze plam Wodospadów łez i na gorsze zmian Nich szept twój ciągle taki sam Nie wiem jak to robisz dzięki tobie trwam Co by się nie działo wiem nie jestem sam Nawet jeśli kłamiesz nie przestawaj kłam Zniewolony grawitacją, która wciąż ciągnie w dół Marze o tym by ulecieć wysoko nad stół Marze o tym by ulecieć wysoko nad dach Marze o tym by na zawsze już pokonać strach