Przekroczył próg ceglanego studium, Przed drzwiami wielkie stare drzewa odegrały preludium Pamiętnej chwili partytura, wolno przekroczył wrota jak próg świątyni samuraj, Pomyłek portal trzasnął za nim i powiedział mu bay bay, Stary parkiet zaskrzypiał jak w zajezdni tramwaj, a potem chwile było pusto. Wtedy naprzeciw siebie, ujrzał siebie, lecz to nie było lustro, tłusto! To byłem ja który błąkałem się tak sam od matury, Staliśmy jak pałeczki dyrygenta uwertury. Dwa kaptury oczami przenikały się jak słońce cienkie chmury Gdyby nie Kapitan Gleba gdyby nie Aniołów chóry, Mogliśmy już nigdy nie spotkać się jednak te mury, Połączyły nas jak fale odległe aparatury Wyglądał jak cień ponury, myślał że to sen na pewno! Patrzyłem na siebie wyschniętego jak drewno! Głębokie sine oczodoły nie czyniły go królewną, Wyglądał jak Stachursky który wybrał by Jazz zamiast Techno Wtedy mu rzekłem: Witaj Ty moja głowo, no ładnie, choćbyś był sową Wystarczy kilka lat bez serca by zawitać na dnie! Gdzieś Ty wędrował chłopie jak Chylińska wpadłeś w otchłani matnię... Nie wiem, pogubiłem się zdrowo jak klucze jak numerki szatnie, Chyba trzeba tak błądzić tymczasowo ślepo i nieskładnie, by poznać prawdę Choć wiem że czas nam cenne minuty kradnie, A życie krótkie jest jak nogi kłamstwa Jak polskie autostrady przejezdne bezpłatnie. Dobrze że jesteś, rozum masz a ja wyobraźnię, Gdy złączymy siłę tu raz może spełnimy kilka pragnień Jak Neo tu teraz wybierz pigułkę wszak nie da się ukryć, To nie na konsoli gra, scena ma głębokie zapadnie Późno by zacząć, duże ryzyko, sztuka zdrowie kradnie Normalne życie bez kaptura jest pewniejsze więc, przemyśl to dokładnie... Wtedy pociągnął sznur, jak dym z komina, poszła w górę znowu kurtyna Naiwny Szwejk popchnął domina, wielką życia przygodę rozpoczyna Choć wiele lat od zera na nizinach, Tworzyć będzie Rzym w małych pokornych dziwnych czynach Choć krew pot i łzy brak koneksji – droga kapucyna Nigdy nie uwierzyłby co dla odważnych los w kieszeni trzyma... Co dla odważnych los w kieszeni trzyma...