Creon, Szad, Rzeka musi płynąć!
To był ciemny, zimny wieczór, coś wisiało w powietrzu
Rzucone "dobry wieczór" do sąsiada na zapleczu Powietrze było pełne dziwnych przeczuć
Tych znieczulonych spojrzeń, których dawno nie czuł
Godzina czwarta, czwarty lutego
Liczył na farta I chuj z tego
Ty, gdzieś pod apteką, dzwoni telefonbi choć do celu niedaleko
Dziś to nie ta karma jego, ciuchy od Armaniego
Te typy w garniturach, te ich Barbie w piórach
I te ich karki w skórach i koleżanki w furach
Widział jak pod Sheraton wjeżdża na parking fura
Znał to auto jak te zakamarki w murach
Podziurawiona architektura, jak z bajki, która uśpiła czujność jak barbituran
Czarny okular, przy tej latarni akurat
Skończyć może nawet niezniszczalny o kulach
Tu w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie
Ślepy malarz ciągnie kreskę jakby pędzlem na obrazie Póki na sztaludze płótna jego twarz ma wiele imion
Nie mam złudzeń, że od jutra rzeka musi dalej płynąć
Obskurna, brudna klatka, lepka posadzka
Syn, ojciec - Bułgar z dziadka, córka i matka
Żółta laurka w rękach pięciolatka, za krótka kurtka, czapka
Drzwi czwórka, schodowka klatka
Ona jest niby gorsza, on robi za alfonsa
Dla osiedlowych żuli liczy się forsa
A droga po kolcach nie ma końca
Czasem jak przez szyby dworca
Tylko wpada promień słońca, opisuje nie osądza
To był jeden z tych dni, kiedy odbywają się pogrzeby Słońce wpadło przez rolety, sącząc światło na tapety
Jutro cała spłata, kredyt, krata z mety na bankiety
On powiedział do niej, żeby pracowała dłużej wtedy
W ten dzień wreszcie miała szczęście, oby częściej
Jeszcze jeden dobrze nie ściekł
Z drugim poszła gdzieś w cień toalety
Dwóch za dwieście, ruch na mieście
Ciemne przejście na śródmieście
A na wjeździe rano jeszcze obrys z kredy
Tu w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie
Ślepy malarz ciągnie kreskę, jakby pędzlem na obrazie Póki na sztaludze płótna jego twarz ma wiele imion
Nie mam złudzeń, że od jutra rzeka musi dalej płynąć
On miał garnitur od Versace, wyglądał jak Pierce Brosman Jak nic głos miał, dzisiaj Rzym, a jutro Moskwa
Potem Mińsk, Poznań
Waśnie jej naszyjnik kupił, choć niedawno ją gdzieś poznał
Chciał poczuć dziś jej posmak
Wziął telefon snując plany, co odpowie znów pytany
Król wybranych, lubił zmiany, w kurtyzany uwikłany
Wybrał numer z książki danych, żona odebrała mówiąc
Że kurier z przeprosinami właśnie przyniósł tulipany
Była piękna i samotna jak blat fortepianu
Postawiła w róg dywanu wazon pełen tulipanów Nieświadoma dokąd niesie prąd szarego oceanu
Tu gdzie kwiaty są z hebanu, a owoce są z metalu
Drzewa rosną bez konarów, a miłość ma formę żalu
Od Meksyku do Nepalu, czas zależy od zegarów
Oddanych jest może paru, siano albo szkło ekranu
Odebrała ten telefon nalewając wodę z kranu
Tu w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie
Ślepy malarz ciągnie kreskę jakby pędzlem na obrazie Póki na sztaludze płótna jego twarz ma wiele imion
Nie mam złudzeń, że od jutra rzeka musi dalej płynąć
Tu w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie
Ślepy malarz ciągnie kreskę jakby pędzlem na obrazie Póki na sztaludze płótna jego twarz ma wiele imion
Nie mam złudzeń, że od jutra rzeka musi dalej płynąć
Поcмотреть все песни артиста