Mimo, że do bram trumny pukam ślepo i w pokale dna Gdy w upale dnia, temperatury na zewnątrz biegną za metą, W maratonie, który natury inferno - tu pęka w szwach I piach który od góry nade mną, gdy sięgam dna Te kurwy natury na pewno tu będą i garnitury nabędą na bank Ten świat z tektury i ferwor, rozpyla go w mak Odpukaj z góry w to bzdurne drewno - knack knack To piekło, wydostań mnie stąd nie stój jak można, jestem tu, Poznaj i częstuj się, doznaj, wejdź już do środka Nie chce cię spotkać to już wiesz - cóż, nie wiesz nic, nie można doznać Nie poznasz treści tej od lat trzymanej w pięści na rozkład Wszyscy odeszli na rozkaz, jesteś ty zaklęta w obraz groteski Ktoś tu zbeszcześcił te kreski to fotomontaż powieści w kościach Pudełko i kredki tragikomedii nagrobka I kropka samotna w głębi okropna. Ref x2 Tu nadzieja umiera ostatnia, zabiera marzenia, Zaciera spojrzenia zwierciadła, zamienia w wspomnienia Upadła bez mienia, zabiera sumienia a prawda Nie ma znaczenia kiedy upada martwa... Puste butelki kręgi zataczają wokół tępy amok, Błędy oplatają wstęgi na me ciało wciąż udając pokój A czterem ścianom zaśpiewają w bloku Mroku piosenki napisane żalą, znając je na opór - spokój Dziś z boku staną, falą spalą się na popiół Nigdy nie powstaną znowu, rozwalą to szare pandemonium Całość w ogniu gnając na martwe podium Nigdy już nie zagrają, spadając do gardeł mordu Tak czarne w środku, życie obdarte ze skrzydeł i kontur Wyblakły od liter strzygieł zmarłych od tortur Tak czarno to widzę, a zdarte gardło przemokło, by rzec mi: Szary kaptur zwycięstw nosi okropność Nie chcę tego widzieć, nie chcę w szale w to brnąć wciąż Zabierze ciszę jak najdalej niech zostanie samotność Nie poddaje się po stokroć, dalej w talent idę Bo póki ona tańczy wciąż - tu wszystko jest możliwe... Ref x2 Tu nadzieja umiera ostatnia, zabiera marzenia, Zaciera spojrzenia zwierciadła, zamienia w wspomnienia Upadła bez mienia, zabiera sumienia a prawda Nie ma znaczenia kiedy upada martwa...