Brakuje mi czasu na spowiedź Mówię głupie słowa znów, są drogie On śpi, ja zasypiam razem Budzę się też z nim Nie mamy prowiantu na drogę Zapijam głód wodą znów Taki słodki umiesz być Ja anyżem strzelam w pysk Ci Waniliowe laski nudzą mnie Słone, kwaśne, ostre wolę Teraz kiedy para chłodzi Wodę wrząca mi osolisz Blado żółty rytm w małe kropki bordo Gazowany łyk piecze w gardle Pospolite paski na wypasie, po za czasem Wale dawkę, chłonę parę chwil Wypowiedzi zasięg, ziaren zasiew, na nich znam się Przecież zasnę zanim włączysz film Moim stanom nie brakuje witalności, ani łzy Teraz leczy moje bóle, jutro z bólu będzie wył Mogę nazwać tyle, ale mogę nie nazywać nic To bezczucie denerwuje i po prostu jest mi wstyd Brakuje mi czasu na spowiedź Mówię głupie słowa znów, są drogie On śpi, ja zasypiam razem Budzę się też z nim Nie mamy prowiantu na drogę Zapijam głód wodą znów Taki słodki umiesz być Ja anyżem strzelam w pysk Ci I już nawet ich nie liczę Owiec, chmur tych kłębów, dymów W paraliżu sennym płynę Rutynowe noce owocne Robię sobie dobrze, bo lubię Ale z Tobą jest mi cieplej Ja nie lubię gdy jest zimno mi Chłodno to nie w środku Wyciszam emocje do granic absurdu Wielkie słowa zanim przełknę Wpierw opluje nimi Brakuje mi czasu na spowiedź Mówię głupie słowa znów, są drogie On śpi, ja zasypiam razem Budzę się też z nim Nie mamy prowiantu na drogę Zapijam głód wodą znów Taki słodki umiesz być Ja anyżem strzelam w pysk Ci