Dałeś mi, Panie, rozum i wiarę Duszę rogatą, serce za ciasne No i sumienie - jak to sumienie Niedoskonałe, za to własne Z tobą się zawsze jakoś dogadam W smutku pocieszysz, w biedzie pomożesz Lecz ten naziemny Twój personel O, z personelem to już gorzej Swój święty nos pcha mi pod kołdrę Poucza, w duszy grzebać chce Chyba dlatego tak nie lubię Twych urzędników, Panie B Kiedy pomówić z Tobą muszę Robię to tak jak Tebie mleczarz A Ty nadstawiasz Boże ucho I słuchasz mnie, i nie zaprzeczasz Bo chcesz zrozumieć lęk człowieczy Nasze zmęczenie ponad siły I jesteś dla nas wielkoduszny A dla mnie bywasz nawet miły Więc się nie mieszaj, sługo Boży Gdy z Twoim Panem mówić chcę Nie potrzebuję pośredników W moich rozmowach z Panem B W departamencie spraw niebieskich Są moje akta personalne I każdy krok mój czujnie śledzą Anioły twe transcendentalne Lecz gdy przed Tobą kiedyś stanę Sama chcę z życia się tłumaczyć Proboszcz by nie dał rozgrzeszenia A Ty zrozumiesz i przebaczysz Więc - póki żyję, myślę, czuję Niech ręka Boska broni mnie Przed pychą i nadgorliwością Twych urzędników Panie B.!