Na krawędziach nocy, gdzie czerwień łamie czerń Odcinając się od nieba, lecz trwając wciąż pod nim Zadając mu śmiertelny cios spośród rannych mgieł Pnie się ku górze drzewo wszystkich dni Na krawędziach nocy, gdzie czerwień łamie czerń Drzewo rozsyła swe korzenie szukając pamięci A jego gałęzie zażarcie walczą z niebem Chcąc wydrzeć mu całą wiedzę o tym, co nadejdzie Lecz niebo nieugięte, trwa cicho bez słowa Żaden grom, żaden wiatr, nic nie zakłóci ciszy Kto stracił pamięć, ten nie przewidzi już swego losu Choćby sprzeciwił się niebu, czasu i całemu wszechświatu I niemy spór trwa przez wieczność Aż wieczność staje się dniem A kiedy świta, upór słabnie Gdy światło zdaje się palić oblicze Na krawędziach dnia, gdzie błękit łamie czerwień Zamarł czas, gdy uschło wreszcie drzewo wszystkich dni Jego pamięć zatonęła gdzieś w spękanej ziemi Jego przyszłość niebo zazdrośnie zatrzymało dla siebie Dla siebie...