Pod horyzont dnia I z nad niebios nocy Ostrza tnące błękit Potłuczone lustra światła Nad horyzont zimy Świetlista obręcz mrozu Uwięziona w lekkiej mgle Niczym odblaski życia Przez horyzont świateł Królestwo martwej ciszy Poranionej chłodnym Blaskiem Słońca W błękitnej bezdni Nieważkie smugi bieli Zmrożonej, uwięzionej Znikającej w dali czasu Dryfujemy W toni nieistnienia Zapomnieni Nieważcy niczym światło ♪ W kojących objęciach Chłodnego Słońca stycznia Odrodzenie, zapomnienie Przestrzeń tonie w ciszy Odwieczny bezruch Zabija dźwięk i czas Każdą lotną myśl Przytłaczając ją swym blaskiem