Nie mogłem nigdy Pani spotkać, dawno Pani odeszła Na szczęście dusza jest wieczna i wciąż tu mieszka Kiedyś przyszła Pani do mnie, roześmiała moje usta Delikatna, chociaż serc w odczynie absolutna I ojczyzną moją stała się uroda Pani słów A kruche ściany szczęścia schronieniem dla snów Lirycznieliśmy sobie, patrząc na świat z ukrycia Świadkowie, jak rozpadają się cztery strony życia Zimne oczy gwiazd patrzyły beznamiętnie Księżyc przeciągał się i mruczał obojętnie A Pani wiosną haftowała me chodniki w kwiaty Zimą zaś uchylała zatrzaśnięte raju kraty Żyłem, jakbym mieszkał w plastrze miodu, nie w domu Jakby w baśni coś na kształt rajskiego ogrodu I uczepiłem się tych Pani słów paznokciami A jasny promień słońca trzymam pomiędzy wargami Napisałem krótki list do Pani Dostałem zwrot, mówią, "Adresat nieznany" Chciałem zadzwonić, abonent niedostępny Czekałem pod bramą całą noc, przemoknięty Moje myśli, stado ptaków, mówiła tak Pani Próbować je oswoić to jakby bić się z tygrysami Dzikie, nieokiełznane serce i myśli Chociaż już prawie martwe, to wciąż napędza zmysły Chętnie oddałbym to swoje serio Chociaż popsute i z kawałków poklejone To bije, choć czasem ledwo, daje odpór nerwom Zapala drzazgi wyobraźni, rozświetlając ciemność Może starczy to na chwilę, na moment By zdążyć zapisać to, co okryte kokonem Wydobyć trochę skarbu z kopalni metafor Niewyczerpane jej dno to suma naszych strachów Też miewam brak czułości dla swojego ciała Też lubię gubić się na samotnych cmentarzach Nie chcę od ludzi nawet mikrona litości I też myślę ile razy mógłbym umrzeć z miłości Napisałem krótki list do Pani Dostałem zwrot, mówią, "Adresat nieznany" Chciałem zadzwonić, abonent niedostępny Czekałem pod bramą całą noc przemoknięty Małe kolibry w swoim finałowym locie Ona wciąż ma siłę, ciało stoi na szafocie Ostra świadomość konieczności się zbliża Gdzieś na gałęzi życia kołysze się ostatnia chwila Płomień żyje idealnie, bo krótko Nie zdąży się zmęczyć i nie negocjuje z pustką Nie pozna strachu, zdrady, upokorzenia Umrze szybko, a przedtem spali wszystko do korzenia Egzystencja przez chwilę, co olśniewa Dziś wieczorem w świetle lampy, chłód nocy rozgrzewa Pani odeszła, lecz nikt nie wie jak umierają ptaki Rozdają słowa pochowane w drzewach