Chciałbym wykrzyczeć swoje grzechy By z nowym dniem budzić się czystym A nie z coraz większym garbem Gdzieś to dziewictwo niewinności zniknęło Taka była przeszłość, teraz jest tych chwil przemoc Dzieci swojej epoki bez recepty na jutro Nadmiar percepcji i strach za całą ludzkość Piszę ten list ze skażonych pól swego serca Krzyk bezradności zanim śmierć zabierze nas z tego miejsca Zobacz karmi nas kultura ideałami Wkłada nam te wszystkie bzdury w usta I co? Też chcę wierzyć w miłość, w coś co da mi szansę Pokaże sens by dalej prowadzić tą walkę Widzę tragedię, gdy wiara w Boga zabiera życie Ludziom co zamiast niego znaleźli religię To list z ziemi jak Twaina, bo chcę to spisać Łez atramentem namaluję swój obraz - Guernica Tak pragnę życia, tak pragnę ufać, poradzić sobie Tak pragnę żyć, by wrzasku metropolis nie słuchać Znaleźć harmonię, by świat był częścią mnie Bez systemu, bez potwora, który zjada moje serce Wciąż chcę wierzyć w te ideały Wciąż wierzyć, że jest sens tej naszej pracy Że tak naprawdę ziemia jest tylko przelotnym momentem Krótkim przystankiem do stacji wieczne szczęście Otwieram oczy i niestety wciąż jestem tutaj I tylko marzyć może mi się świat tonący w uczuciach ♪ Chodź, zabiorę cię tam, gdzie w kolorach jest świat Choć na chwile zapomnij Otulę ciebie szalem ciepłym tak doskonale Gdzie czas z przestrzenią stykają się zmieniając bieg Otulę cię do snu byś choć na chwilę mógł Odpocząć od ciężaru ludzkich spraw ♪ Oddaj się w me ramiona, już nadeszła pora By przestać toczyć syzyfowy głaz