Wjeżdżam do Szanghaju Tu każdy jest na haju A ja jestem tu nowy I nie mam żadnych stanów Ale mam parę planów Pełno przećpanych gałów Ciągle mnie dziwi że tu każdy żółty Jest od dragów O rety jestem w raju Rzabol w Szanghaju Będę jadł sushi i patrzył jak się krztusisz Mam białe buty i się patrzą na mnie dziwnie Bo nie jestem skuty Jak oni ale są ze mną ziomy to tam się jakieś babki Trzyma ze dwa wory patrzy się na mnie dziwnie Jakbym był jej obcy, chyba że się boi, że wywinę Szpagat za dwa wory mówię proszę się nie bać My też jesteśmy ziomy Ona zlała totalnie i poszliśmy w różne strony O raju raju Rzabol w Szanghaju Mam tyle planów mam tyle stanów na raz Piję sake i browara płonie lufa i kotara I jontindel mamy w planach Pełny portfel i samara Słuchaj życie na wakacjach Niezła fazka w samym sercu miasta Ja i moje kasta dziwi mnie ta jazda ćpuny w szkołach i na pasach Policjantka nastukana gały ma jak kapibara Zapytał bym czy ma grama, ale wstydzę się Bo ładna ciągle patrzą się jakbym był Gandalf Jakby przywalili co ja to by gęba im pobladła Teraz jest żółta jak, ciastka w tych śmiesznych paczkach Mam śmieszne myśli to chyba efekt blanta W kraju niebieskiego smoka walę niebieskiego sztosa Dawno mam lasery w oczach no i zmieniam stan jak kanał Mała kocham to miasto życie tu grzeje jak tabasko Krewetki w sosie mmmm... to pyszne śniadanko Idziemy obok szkoły chinol sprzedaje wory Krystian krzyczy "kamahamaham" my cieszymy mordy Tłuściutkie Chinki mają nóżki jak sajgonki Same szkolne mundurki i żółte mordki Piękne miasto dobrze, że mam paszport Gdybym go nie miał to raczej bym siedział w domu Krystian nie widzi świata po za kręceniem blanta Kręci i mówi, że odkrył sens tego świata Jedziemy w metrze nie wiem jaka to następna stacja Ale chcę już wysiadać to drugi koniec miasta Krystian mówi "czekaj" już kończę kręcić blanta Mowie spadaj skręcisz potem i wysiadam idzie za mną No i mówi coś pod nosem, że jestem zjebany Bo pożegnał się z topem no bo upadł mu w pośpiechu Mówi coś o grzechu jak go nie słucham za rok pale Blanciucha co go skitrałem w sekrecie Jak Krystian był w toalecie i go wyciągam Krystian pyta "skąd masz" i robi minę jakby to była pamiątka Od nieżyjącego Ojca mówię, że znalazłem i, że nie dam mu Powąchać i oślepia mnie blask słońca Mam żuany i złotówki za drugie nie kupię lufki Jadą fury wyścigówki jakieś chińskie pokazówki Ja tego nie ogarniam wcale mnie to nie jara Chcę wracać do Błażeja i Gabriela Więc biorę Krystiana ze sobą on coś kręci głową Chciałby tu zostać, ale jest świadom tego, że Ma na jednego lolka a w hotelu towar sushi i chiński browar Nie wiem jak wrócić, ale wierze w pomoc Boga Na GPS-ie w telefonie obczajamy drogę Trochę zagubieni, ale trafimy na swoje przed domem w sklepie Przeprowadzam dochodzenie biorę dziwne jedzenie W jakiejś dziwnej chińskiej cenie Wpadam na chatę a tam siedzi Błażej Gabryś zmienia folię no bo se zrobił chińską dziarę Jakieś wzorki a Krystian bierze dwa worki i miesza i się cieszy że zaraz pokręci lolki Błażej je chińskie pierożki I robi pompki bo dba o formę tak jak Krystian dba o jointy A pro po Krycha to coś mówi, że chce coś kupić No i to zabrać do Polski i to nie jointy Coś mówi o wężulkach, ze czytał w internecie Ze nic go tak nie kopnie jak lot po chińskiej mecie Ale nikt inny nie chce Krystian czuje się sam na świecie i sam wychodzi szukać Dilerów chinoli w mieście my tez idziemy no bo Krystian Nie wziął klucza będą jaja jak se wróci No a nas nie będzie tutaj (haha! dobre) Biorę bucha i zakładam buta Błażej gada z mama bo się pyta Jak wakacje idziemy na kolacje wszędzie są restauracje Nie wiem które fajne, ale idziemy do tej co wygląda ładnie Biorę kurczak gongbao tako taki mi mało i chińskich wrażeń Wiec biorę jeszcze kaczkę Błażej wziął bakłażany o rybnym aromacie Gabriel wziął laksalema i asamlaksa fajne Siedzimy luźno, a ja kiszce później Patrzymy za okno a tam biegnie jakiś dureń A za nim pięć chinoli ten pierwszy potłuczony Obgadujemy gnoji pije herbatkę z goji Przebiegli bliżej Błażej aż przetarł oczy To przecież Krystian tak obity ze nie podobny Przebiegli dalej chwile myślę czy go uratować Ale przypominam se jaki jest Krystian I myślę, że pewnie zasłużył z pełnym żołądkiem Opuszczamy to miejsce i idziemy na chatę Na blanty i posiedzieć bo mamy spory balkon Stad widać cale miasto trzech muszkieterów Rozpalonych jak żelazko Dawno już światło zgasło i śpi już całe miasto Jutro wieczorem powrót gdzie ten Krystian matko Może go zabili, a może uciekł nie wiem ale pora spać Bo rano trzeba zbierać dupę leży czyściutki już w swoim Łóżeczku i mi trochę smutno, że muszę wracać jutro Zamykam oczka i pochlania mnie otchłań Dużo balowałem wiec lubię sobie dużo pospać O koło szóstej nad ranem słyszę dzwonienie, pukanie Ale mam wyjebane śpię bo oczka nie wyspane Wiec otworzył Błażej Krystian wpada mówi Nalej mi wódeczki, co się stało bracie to Ty kurwa nie uwierzysz Mówi, Gabriel się zaśmiał bo zobaczył jego mordę Nie miał dwóch zębów i nie widział jednym okiem Cały zasapany mówi spotkałem chinoli Pytał ich czy maja gramy mówili mu proszę z nami Przejechał metrem wysiadł na dziwnej stacji Poszedł z nimi do zioma kupić sobie zapasy Weszli do jakiejś klatki na pietrze ostatnim Weszli do jakiejś chaty a Krystian poczuł blanty Było spoko chinol spytał go ile posypać, Krystian mówi Dużo i ogląda co mu chinol wyjął i zaczął warzyć wyszło 4 gramy Krystian mówi spoko i już liczy żuany no, ale chinol Mówi, ze Krystian ma ich za mało Krystian mówi No weź odpuść jakbym miał to dałbym każde siano Chinol mówi w drugim pokoju mam worek z gorszym sortem Tylko weź poczekaj trochę, zrobił transfer z pokojem ale to Leży na stole to co już odważone Krystian stoi nad stołem Obczaja sytyuację no i zawija się z worem i pakuje w kieszeń Jeszcze kryształ co leżał na stole Wybiega z klatki ale jak już biegł po schodach Słyszał wyżej dziwne krzyki bo ktoś pędził by go dorwać I Krystian biegł przed siebie już chyba zgubił pościg Ale jak patrzył za siebie uderzył głową w chodnik Leżał prawie minute i nie mógł się pozbierać Towar skitrany w dupie już lekko mu doskwiera I idzie dalej, a tam te same chinole Mówi "ja pierdole" i ucieka w inna stronę Musieli go dostrzec bo biegną skopać mu mordę Krystian już obolały wolno biegnie ziomek I go dorwali i obili mu mordę krzyczą "gdzie masz towar!?" A on ze zgubił sprawdzają go wszędzie w kieszeni Skarpecie no i wzięli go do fury no i ściągnęli mu gacie Ale Krystian włożył tak głęboko albo ma mocne zwieracze Bo nic nie wypadło chinole myślą jak to Szukają tam gdzie go znaleźli Ale nie ma nic na ziemi wszyscy zdezorientowani Krystian wykorzystał moment i ucieka zajebany Okrwawiony nos i wargi nim zdążyli się połapać Uciekł do innego świata opuścił getto Wyszedł na ulice miasta i się zdziwił jak to oni Znowu oni gonią go, a obok restauracja bogata A on obity jak szmata jak mógł tak zapierdalał I udało mu się zgubić gnoji myślał jak dotrzeć na chatę To nie było łatwe nie wiedział gdzie jest, no a telefon Rozjebany było marnie poszedł na metro mniej więcej Tam skąd wracał i przejechał trochę no i wysiadł tam gdzie Wsiadał, ale był zagubiony tak długo szukał drogi, ze Dopiero o szóstej ogarnął te dobre strony nie wiem co mówić Zadziwił mnie ten koleś i dotarło do mnie wtedy jaki to jest Głupi ziomek i szczerzy zęby szczeliny jak stadiony kembridż Opuszcza majtki i wkłada rękę se do sraki I wyciąga worek trochę w gównie Gabriel mówi "Ty biedna kurwo" Krystian nie czeka wysypuje krechę Miażdży kartą i wciąga w chuj szczęśliwy idę spać I pierdole niech mnie nie obudza pipy Wstaje po dwunastej Krystian śpi na balkonie Pakujemy swoje rzeczy i idziemy na śniadanko pozwiedzać miasto w pobliżu lotniska stoją Chińskie piździska Patrzą się na nas ale już wsiadam w samolot nawet Nie marzyłem o takich wakacjach Bylo zajebiscie chlopaki krystian piatka elo bracie