Nadrabiam jakby życia trochę za dużo Kim bym był bez tych efektów Kogo jak nie mnie te teksty ruszą Gdzie brak emocji tam też jest mój dom Tu stos zwłok ludzi którym zaufałem a ja obok Czasu nie liczę Jednak jestem szczęśliwy Piątek czy środa wieczór Nic nie robię mnie to dziwi Może coś nagramy Może coś wcześniej też spalimy Jaki progres nikt nie kmini Ze spokojem studio chillig Dużo do zarzucenia Pogubim śrubki do skręcenia Końca z końcem nie wypuszczam stera Cokolwiek wypuścimy tu nastanie nowa era Jak to Dziś zarabiam świecę mordą Nie mam nic do powiedzenia Już nie wiem z jakich słów składam swoją myśl Połączeniem mózgu z rzeczywistością czarna kartka git Coś zawijam coś ubijam wyćwiczę ten sznyt Nie zabijam nie popełniam wszystko jest legit Wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Znowu wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Znowu wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Znowu wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Nie No stary wracam se do domu Po drodze jakiś typek Chce mój numer telefonu Kurwa ja se myśle znowu Który to już jest duch w tym tygodniu Jak w jakiejś piosence Nie pamiętam idę se na skróty Jedyne co jestem w stanie robić sam z siebie To pisanie następnej nuty Zapamiętane pokuty I te braki w nauce do matury Przyszło łatwo nie wiem skąd Ale nie dziwi szybko wykorzystam to Nie zadawać zbędnych pytań Chociaż błędne koło Inaczej nie pogadasz ze mną I pewnie dlatego jestem prawie solo Nie tak że nie chcę Ja na prawdę mógłbym wszystko naprawić Na stałe wyprowadzić Znaleźć czas na wszystkich ziomali Pierdolić te prawdziwe dragi Co nie co postawić Potem dobrze się opalić Akurat obok parku shire Wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Znowu wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Znowu wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną Znowu wypuszczam coś ponad poprzeczką Dwa metry nade mną