Była raz święta Dorota Co świeciła jak ze złota I blask jej króla oślepiał Króla co okno na jarmark miał Król kazał pojmać Dorotę Co mu uczyniła tę psotę Bo król nie widział juz ni ksztynę Przez tą świecącą dziewczynę Lecz gdy ją wlekli dwaj kaci Król znów ma wzrok a mowę stracił Tak spodobała mu się wielce Aż sam jej rozkuwał ręce Ale ona mu tak powiedziała Że z woli niebios tak błyszczała I ze woli czystą pozostać Niźli żoną króla zostać Gdy król wysłuchał jej mowy To rozpękł na dwie połowy Jedną ją dalej miłował A drugą jej kocioł smoły gotował Jedną ją kochał i jej pragnął Drugą ją szarpał za gardło A ona na złość mu robiła Bo się jeszcze bardziej jeszcze bardziej rozświciła Rozświciiiiiiiiiiiiiłaa Wreszcie ją król w smołę prowadzi A tu dziura w niebie się robi Gdy król Dorotę chce do smoły To z nieba lecą dwa anioły Dwa anioły dwa pioruny Dwa anioły dwa pioruny Pioruny króla rąbały Anioły Dorotę do nieba zabrały A tą smołą dziurę w niebie za sobą załatały To nic to nic mój miły Śpijcie sobie razem Ja ci chleba nakroje Rosołu naważę A do kociołka wrzucę Marchew i fasolę I śmietanę i masło Miły masz na stole Nie żałuję ci Skarbów ni Omarsy Choć wiem choć wiem mój miły U niej dzisiaj zaśniesz I zasiadam do stolu Stołu jak mogiły Tylko jeść nie mogę