Dawno temu przed wiekami Ludzie królem swym obrali Węża straszliwego. Węża który w swym obejściu Chłopców dwóch i pięćdziesięciu Zżerał dnia każdego. Wreszcie kucharz co mu ważył. Podstęp zrobić się odważył Użył swych zdolności. Król wąż gładko oszukany Zjadł pięćdziesiąt dwa barany, Chłopcy na wolności. Kucharz węża tak rok zwodził, A bóg chłopców w las uchodził Co raz ratowani. Wreszcie w gniewie i orężu, Armia z lasu krzyczy: "Wężu zemsty tu żądamy" Król wpadł w złość i zżarł kucharza. Armia na nic już nie zwarza. Dalej węża w strzępy. Wiwat, wiwat nam ład nowy Kucharz będzie teraz bogiem. Baran zwierzem świętym. Lecz od tego czasu w mieście Chociaż węża nie ma wreszcie, Trup się ściele gęsto. Bardzo łatwo ten tu ginie, Co kucharza skala imie, Lub zje święte mięso. I tak jakoś też wychodzi, A że to są mężczyźni młodzi Pięćdziesięciu dwóch co dzień. Przed wiekami którz je zwierzył Umarł wąż i wąż też przeżył, Z koroną... ...Na głowie.