Kiedy stałem w przedświcie a Synaj Prawdę głosił przez trąby wiatru Zasmreczyły się chmur igliwiem Bure świerki o górach wsparte I na niebie byłem ja jeden Plotąc pieśni w warkocze bukowe I schodziłem na ziemię za kwestą Przez skrzydlącą się bramę Lackowej I był Beskid, i były słowa Zanurzone po pępki w cerkwi baniach Rozłożyście złotych Smagających się wiatrem do krwi ♪ Moje myśli biegały końmi Po niebieskich mokrych połoninach I modliłem się złożywszy dłonie Do gór, do Madonny brunatnolicej A gdy serce kroplami tęsknoty Jęło spadać na góry sine Czarodziejskim kwiatem paproci Rozzłociła się bukowina I był Beskid, i były słowa Zanurzone po pępki w cerkwi baniach Rozłożyście złotych Smagających się wiatrem do krwi