Koncert jak życie, życie jak koncert Wciąż jeszcze w uszach Wybrzmiewa mi Pulsem, Podgrzanej krwi I kołataniem słabnącego serca W próżni hotelowej klatki Obecnie ja wiem swoje A świat wokół swoje wie I ma Zdajemy się krążyć Po zupełnie innych orbitach Ja i ten świat Wirować w rozbieżności Pragnień i prawd Czuje, że ponura trajektoria Mego przeznaczenia i losu Wraz ze sposobem myślenia i odczuwania Bodźców rzeczywistości Przesądza rozwój zdarzeń W całkiem nieodległej przyszłości Depresyjny lot ku czarnej dziurze Z której nie wydostaje się Najmniejszy snop światła Nie wraca światła wiary nadziei i miłości Mój wszechświat się skurczył i zbiegł Jak sprane złudzenia i marzenia Chłopca, którego mniej We mnie mniej Koncert jak życie, życie jak koncert Wciąż jeszcze w uszach Wybrzmiewa mi Pulsem, Stygnącej krwi