Ostatnie miesiące były bardziej bolesne Niż jebane Ling Chi (jebane Ling Chi) Moja skala pojebania jest szeroka jak Źrenice po wrzuceniu pixy Zamieram w bezruchu jak samiec jelenia Bo instynkt mi mówi "ktoś w Ciebie celuje" Nawet jeżeli to prawda, to podnoszę głowę Nie będę uciekał i czekam na kulę Wielu nam rzeczy brakuje, zazwyczaj tego Czego życzymy Zdrówka, szczęścia, miłości, yyyy Ciepła rodziny osiem zgonów w ciągu roku Jak ciągłe zrywanie strupa Czuję się jak skamielina Została po mnie skorupa Nienawidzę sprzątać własnego mieszkania No bo coś jeszcze niechcący znajdę Tak jak ten jebany pendrive Myślałem że są na nim bity na koncerty I zupełnie przypadkowo odpaliłem Tamte stare zdjęcia Znikłem na moment, pochłonęła mnie lawina Znowu się zamknęły drzwi od windy I znowu ta jebana depra łamie knykcie O ścianę, bo nie mogę zaakceptować Że oni wszyscy znikli Sam nie wiem po chuj ja ciągle go Trzymam, bo sam sobie robię tym krzywdę To prawda Ile mam jeszcze się kurwa, biczować Żeby w końcu zwróciła się do mnie karma? Ktoś mi odpowie? No bo ja pierdolę Czuję że muszę już iść, nie czuję żebym mógł Przez czterdzieści procent Pięćdziesiąt odeszło i teraz już pełzam Jakbym nie miał nóg Palę power buda, myślę o ziomalach Kolejnego nam zabrała jebana samotność Kurwa ja odpadam, serio nie wyrabiam Dwa zero dwa jeden mi wjechał Jak cegła w okno Pukam przez judasza i nie wiem dlaczego na Jedno oko już zupełnie nic nie widzę Niepotrzebnie otworzyłem drzwi o których Gadam i śpię Z jednym okiem otwartym jak Gale Boetticher Liście na Ziemi gniją razem z nami Inne tempo rozkładamy się na części Próbując odnaleźć ciepło Jak to mówiłaś: "szkoda sensu Jesteś jednym z miliardów w tłumie" Wtedy brzmiało jak edgy slogan Dziś już to rozumiem