Napady lękowe jak Van Gogh, myśli tyle ile ludzi ma Bangkok Kiedyś chciałem wyjść w życiu na prostą Plątało się wszystko jak warkocz Od startu niektórzy In Blanco, oni twierdzą, że nie mają łatwo Odlatuje mi wszystko jak Concorde, jakby każdy na drodze to random Może weź serce mi wymień, nie ma już we mnie na tyle Spokoju, wiary i uczuć, bo każda tragedia to event Znałeś Idylle, ja miałem ją chwilę Pozostał smak mi jedynie, a nadal on daje mi siłę Czyste karty, więc na tym starcie nie ma już prawie tu bracie nikt To wciąż uparcie, czasem na farcie, idę po swoje jak głodny wilk Pewnie sam wiesz, że kto ma parcie, ten kończy na dnie Ich dziwną gadkę tu na odległość wyczuje zawsze Na starcie czysta karta często tratwą Maluję swoją przyszłość tak jak Fangor Choć przed oczami nie raz miałem czarno Nie mogłem nic więcej, dałem wiatru żaglom Na starcie czysta karta często tratwą Maluję swoją przyszłość tak jak Fangor Choć przed oczami nie raz miałem czarno Nie mogłem nic więcej, dałem wiatru żaglom Tracę ten czas, jakbym był milionerem Płynie na skałę jacht, nie ma nikogo za sterem Ty siłę mi daj, bym nie patrzył w końcu za siebie Nie musiał więcej robić tych rzeczy Kierować się tylko spokojem, nie gniewem Żeby w to grać trzeba mieć motyw Nerwy jak stal, czuć ten dotyk Przypływ fal to zew mocy, bez sentymentu i tęsknoty Ja jestem też taki jak ty i on, jak ona i każdy z osobna Tak samo zaliczam zgon i walę jak w dzwon W górę za błędy wypijmy do dna Wierzę, że jutro jest nasze, tak samo twoje jak moje na pewno Nie zgasnę, dopóki nie mam pewności, że może pochłonąć was ciemność Tysiące prób nadaremno, by ostatnim rzutem móc zawrócić bieg Historie spisane na papier przez życie Real talk, a nie żaden fake Na starcie czysta karta często tratwą Maluję swoją przyszłość tak jak Fangor Choć przed oczami nie raz miałem czarno Nie mogłem nic więcej, dałem wiatru żaglom Na starcie czysta karta często tratwą Maluję swoją przyszłość tak jak Fangor Choć przed oczami nie raz miałem czarno Nie mogłem nic więcej, dałem wiatru żaglom