Świtem bladym, białym ranem po niebie, po niebie Czarne chmury rozczochrane czesał górski grzebień A ja jeszcze cię nie znałam o tej porze Czyś ty wróbel, nie wiedziałam, czyś ty orzeł Hej, poznałam cię po drodze, po drodze do nieba Kiedy wicher dmuchał srodze, świerkami kolebał A to było świtem prawie, bardzo wcześnie Nie wiedziałam, czy na jawie śnię, czy we śnie A południa płomień lasy ogarnął, podpalił Kiedyśmy za pierwszym razem siebie poznawali Góry wielkie grzały obok pełne światła Biegłam wtedy z tobą na kraj świata Biegłam z tobą jak po ogień do góry, do słońca Za doliny za szerokie po miłość bez końca Czerpaliśmy z siebie sami cuda, cuda, cuda I oczami i ustami jak ze źródła Zmierzchem, nocką, w borów cieniu pod księżycem dużym Ty skąpałeś się w strumieniu aż po same uszy A ja spałam w ciepłym zboczu i to znaczy Już wiedziałam jak ci z oczu, z oczu patrzy Biegłam z tobą jak po ogień do góry, do słońca Za doliny za szerokie po miłość bez końca Czerpaliśmy z siebie sami cuda, cuda, cuda I oczami i ustami jak ze źródła Hej, poznałam cię po drodze, po drodze do nieba Kiedy wicher dmuchał srodze, świerkami kolebał A to było świtem prawie, bardzo wcześnie Nie wiedziałam, czy na jawie śnię, czy we śnie Biegłam z tobą jak po ogień do góry, do słońca Za doliny za szerokie po miłość bez końca Czerpaliśmy z siebie sami cuda, cuda, cuda I oczami i ustami jak ze źródła