Pojechał pan na łowy Do zielonej dąbrowy, Uwiązał konia swego Koło krza leszczowego. I sam poszedł nad Dunaj, Białe rączki umywał, Białe rączki umywał, Dunaj się z nim obrywał. Służko mój ty, służeńko, Podajże mi czółenko. Słóżka czółno podaje, W panu ducha nie staje. Pan w Dunaju utonął, Tylko konik wypłynął, Siadaj służko na konia, Jedź do pani do dwora. Służka pani powiada, Pani z żalu upada, A co minie godzina, Pani pana wspomina. Już godzina i druga, Płacze pani i sługa, Już nastaje dzień trzeci, Płacze czeladź i dzieci. A gdzie nasz pan nie chadza, Tam się czeladź nie zgadza, A gdzie nasz pan nie chodzi, Tam się żytko nie rodzi. Mam ci ja tu dwa noże, Co się na nie położę, A trzecim się przebije Na panowej mogile