Pow pow w gwiazdy synu Jak już się porwiesz na azymut Nie trać czasu – weryfikuj Bez kitu, bez prochu Nie chcesz zamienić się w proch za młodu Wiem dobrze że chcesz tylko wyrwać nogi z żelbetonu Zapętlone sytuacje z windykacją Gniew pod klatką i czaszką Widzisz tak się sprawy mają Samo wkurw jeszcze nic nie rozwiązało Mi też mało Kombinator podkręć bas boy Nie goń wodospadów Wodospady rozbijają się o skały Trzymaj się rytmu Prawdziwości swych słów Lojalny – dla mamy Lojalny dla bliskich Głów nie do sałaty tul się Są ludzie ukochani Prosiłeś go o wszystko żeby cieszyć się życiem On dał żyć Ci żebyś cieszył się wszystkim Masz i wykmiń Masz i zrób to Reprezentuj z dumą dziś To najlepszy patent na jutro - idź! To warszawski bruk A ni cud nadwiślański I gdzie Bóg wybrał ten los Nie okazywał mi łaski A pozorna bieda Kiedy wałkować trzeba by chleba ci nie zabrakło Nie tylko na mnie tu padło Zmądrzałem dawno Nie mów że za wcześnie Widzę swoich rówieśników Nie wszystkich dopadło szczęście A ty staraj się nie lecieć po bandzie I broń cię Boże, na wokandzie skończyć może A dobry wrzożec Gdy z niego jak z wody korzeń Nie rezygnuj z marzeń Choć nie raz los cię po parzy Się zdarzy Lecz nie trać twarzy Dzieciak, nie trać twarzy To twój los, największa stawka się waży Mijały lata Lata w planach Fatamorgana Iluzja ćpania Bania zrysowana Komediodramat to miała kochana mama z synem Gdy z prawa z synanynek robił się kpinynyny O milimetr ominął sporą minę W jednej chwili pech życie bieg oddalił o milę Do gry złej dobrą minę miał za bardzo, odrobinę Wódę połączył z rymem Studio zmienił w melinę To było super, on to miał tupet Minimum starań i pełny bufet Fata jak głupek Leniwy kuper Tak i tym zasługiwał na mukę wtedy Taki typ miał życia kufer dobrych przeżyć I ten typ nigdy po to nie zmawiał pacierzy Możesz nie wierzyć Ja mogę za to ręczyć słowem A młodzieży polecam wybrać inna drogę