Czasem tacy inni Czasem tacy sami Czasem tacy bliscy Czasem się nie znamy Czasem fataliści Czasem mamy plany Czasy tacy wszyscy Czasem tacy sami Urodzenie w miejskich gdzieś na przestrzeni dekad trzech Weszły lub zaraz wejdą w życie, w które wreszcie trzeba wejść Ten etap jest jak ahhh wiec jak w dłoniach sa odbite blizny To lepsze niż amputacja kończyn sztormy czy mielizny Chcą podobizny rodzicieli bo tak być łatwiej Albo być tym jabłkiem co jednak nieco dalej spadnie Każdy ma szansę – słyszałem Każdy zajdzie najdalej A w japę strzały studzą Ich zapał Coś jak ice bucket challange Po własne klucze za gniazdem Jak tamte dzikie gęsi lecą Kluczą za kredytem choćby jakieś miłe m3 Nie chcą Stonsów i Elvisa Chcą miłości szybkiej Satysfakcja znowu znika Z nowym singlem love me tinder A chcą być inne czasem Kiedy budzi kac Myślą o błędach co będą popełniać drugi raz Tyle przeszły Ciągle młode gapią się na fajerwerki Obiecują sobie że właśnie nadchodzi całkiem lepszy Czasem tacy inni Czasem tacy sami Czasem tacy bliscy Czasem się nie znamy Czasem fataliści Czasem mamy plany Czasy tacy wszyscy Czasem tacy sami Dzieci naszych starych Choć ich nie znamy wcale A mieszkamy pod jednym dachem Skazani przez siebie na balet I żale za balet Szacher macher beszamel W Sheratonie A to niby by zwrócić uwagę Ale ból gdzieś w środku nas uciska dalej Wzrok z sufitu na ścianę I ze ściany w sufit W weekendy urywane A w tygodniu śpi, biega, je, sra i pracuj Kur* na zmianę Buty jak widziałeś w reklamie I fryzura co ja miał Johnny na Instagramie Sam se zdajesz sprawę ze twoja tracklista kłamie A starzy zamiast obecności dają kasę na tablet Potem takie akcje: jechałem za gwizdek w lodówie Skuty z dzieciakiem co najebany rozjechał dwie niunie Życie to nie GTA, wieź nie wariuj Czasy nie te, ale skąd to starzy wiedzieć mają Czasem tacy inni Czasem tacy sami Czasem tacy bliscy Czasem się nie znamy Czasem fataliści Czasem mamy plany Czasy tacy wszyscy Czasem tacy sami