Zdarzało mi się myśleć o korzyściach nie raz Lecz ta myśl wciąż pozostaje w myślach nie w czynach A gdy czas się zbliża w pogoni za sosem W mimikach twarzy innych widzisz, że każdy kręci nosem (bo) Chcą wszystko dla siebie – spokojnie ja poniosę Cały dobrobyt Twój, w dodatku swój niosę Wypchany po brzegi wór pieniędzmi I doceń to bo silny ze mnie stwór nędzy A oceń go, że jest chciwy to do piekła Cie zaniesie Byś spotkał się z pamiętliwym bossem bo tak zwie się On w ręku trzyma trójząb, a nie kose I czy wiecie, że z kostuchą spotkasz się z przelotem ku Twojej uciesze Dlaczego czego nie zrobie wystawiam na próbe Jest w tym coś wstydliwego czuję się jakbym był czubem Czułem, że jest to prawda gdy snułem się na ulicy A ponure widziałem kolory gdy piłem wóde Do póty kiwałem koks i w morde sobie plułem Jak co noc kombinowałem sos żeby paluchem Wcierać w dziąsło koke by czuć moc lecz na puche Nigdy nie miałem czasu, a hajsu w ogóle Lecz chciwość zniszczyła me imię, zniszczyła też miłość Zrzucając na mnie winę, a ma przyszłość? Nie ma jej bo na linę rzuciłem się i się powiesiłem, tyle! Ile jesteś w stanie sobie zarzucić? Tyle, że połowę muszę porzucić Lecz się nie da więc życie swe musiałem skrócić Do wspomnieć wrócić, przemyśleć (no i się nad tym skupić) Co wtedy czułeś? Zażenowanie Żal do samego siebie, a wiecie, że miejscu stanie Jest tak uciążliwe, że branie dragów, które wjeżdżają na banie Dają znieczulice czasem A czasem jak za pierwszym razem dają euforię Ja podaje Tobie widok na moje i jej złoto pokitrane w torbie Już masz, a torbę zarzuconą masz na sobie Idziesz w siną dal ze złotem, a gdzie? Nigdy się nie dowie Za to powiedz jak się czułeś gdy stałeś naprzeciw tego Którego okradałeś bo byłeś chciwy I bardzo chciałeś mieć jak najwięcej dla siebie chamie Czy się go bałeś czy w sytuacji zaistniałej Panie sumienia się obawiałem, było co raz ciężej Z myślami nieczystymi nie da się żyć idzie prędzej Się powiesić dlatego to zrobiłem I niech każdy uwierzy Że w życiu da się z małych rzeczy cieszyć (dokładnie) Mówię Ci, znam takich co są pozerami Uwierz mi padaki nie odróżnisz od takich Mataczy i zaznaczy, że inny ma braki w charakterze A sam jest pazerny na dekiel W areszcie by nie wytrzymał dnia, a w parterze Dostałby ostry wpierdol bez wstępnych orzeczeń Wiesz co mam na myśli? Większość z nich to frajerzy Nie zaprzeczę, nienawiści mi nie brak do nich przecież Nie chce mi się gadać kto ma wiedzieć ten wie Trzeba działać, trzeba pracować nad sobą co dzień Wolę odstawać od społeczeństwa charakterem Jestem sobą, PSYCHORAPEREM, nie jestem zerem! Stroń od chciwości bo Cię spotka kara sroga Zobaczysz sam w sobie potwora Zobaczysz jak to jest być tym z kim Nie chciałeś na co dzień żyć bo miałeś go za wroga Wartości twych a chciwości nie brak Ci Więc od niej stroń bo będziesz jak Ci co nie stronią I biedni po świecie chodzą wierni swej chciwości I nic z tą chciwością nie robią Więc tak, byłem zbyt chciwy, poniosłem klęskę Zależny od kobiety, której oddałem swe serce Chciałem tylko więcej, więcej brat uczucia Choć mówiła, że mnie kocha to ja nie widziałem w oczach Gdy coś czuła zrozum mnie kurwa to nie jest łatwe Przecież jesteś najważniejszy po co robisz takie akcje Fatalnie wszystko nagle poszło się jebać Z nią bym ułożył brat życie a tu jednak nie tak jak być powinno To koniec – powiedziała – znajdź sobie inną przestałam Cię już kochać Mimo, że nas łączy dziecko daj se spokój I o miłość więcej nie proś to przeszłość I wtedy mną ogarnęło piekło Żadnej już kobiecie nie zaufam Teraz wiem to Pazerny na miłość? O nie, już na pewno Nie będę aż tak głupi Żyje dla swojego syna jednak wciąż diabeł mnie dusi