Mijam czasem na ośce, ziomków, którzy widocznie
Żyją historią wciąż, żale nie są im obce
Jeden ponoć mi grozi ziom, nie bezpośrednio do mnie
To mówią, że to on, a kiedyś był mi ziomkiem
Matulka powtarzała co to kumple
Że to zrozumiem, gdy dostanę po dupie
Okaże się, kto jest kim, gdy się ktoś rozpruje
I gdzie są dziś te wszystkie gęby ponure
Powtarzał to również, Pan Janusz z Rakowca
27 lat, grzał puchę, trudne wnioski powyciągał
Mówił, by już nie fafać, bo to nie ta sama szkoła
Jaką znał, odeszła i nie powróci jak wiosna
To ludzie starej daty, szanujący ludzi, nie układy
Chuj w twój układ, jeśli cenisz go bardziej niż morale czy wartości
Wsadź sobie w dupę ten układ i cyngwajs, bo wstyd przynosisz
Dziś gloryfikują przemoc, winią ofiary
Patusy stają się celebrytami, a chuj z wami
Przyjdzie czas, że was to przerośnie jak linia z tacy
Wróci na salony etyka i będzie cacy
Więc zakładam ponczo, a nie kurwa jakiś armor
Co cię napadło, że oceniasz pod czyjeś dyktando
Ile jeszcze mam słyszeć ten jazgot
Obudźcie się, bo już kurwa jest jasno
Kiedy ludzie odnajdą w sobie spokój to zaczną
Nim emanować, nieswoistą pogardą do samych siebie
Bo sposobów nie znają, by wyrazić tak wiele
Jednocześnie nie raniąc, zatem ukochuje was
Czekam poza tą bańką, pełną żalów i złości
Za to co się stało, czekam na was w miłości
W zaufaniu, że radość, wypełni wasze serca
Cierpliwie czekam na to!
Byście z pełną pokorą spojrzeli sobie w oczy
Nie bez powodu błądzą, ciekawe, kiedy spojrzysz
W matnie swoich wyborów, konsekwencji gnój toczysz
No ciężko się z tym nie zgodzić
Wybaczysz sobie, na świat się otworzysz
Wiem bo sam błądzę i pragnę stworzyć
Warunki godne, głodne serce pozwoli
Mam cele klarowne, wierzę w siłę woli
Nadzieją matką głupich, jesteś wśród nich
A trzeba wierzyć, w nadziei można utkwić na wieki
Czas się ruszyć, by cokolwiek zmienić
Nie bój nic, w końcu po długiej podróży
Opuścisz tratwę, dobiłeś do brzegu
Tyle lat dryfowałeś, błądziłeś bez celu
Czy nie czas, zwinąć żagle wspinać się ku niebu
Na sam szczyt możliwości swych
A są osiągalne, jeśli sercu służysz
Jesteś bliski wejściu na sam szczyt
A jest nim - czysty umysł
Kreacji narzędzie choć bywa niebezpieczne
Kreacja za uważnością podąża wiecznie
Aby na pewno żyjesz? To ciesz się życiem
Nawet, jeśli pospolicie masz być graczem w matrixie
Szanuje to i Ci życzę byś nie pozbawił się skrzydeł
Wzbił się w niebo jeszcze wyżej i nie dał się porwać żywcem
Przez monotonię, a codziennie ją widzę
Dlatego by nie zapomnieć, aby budzić się szczęśliwie
Zaglądam w zwierciadło krzywe
Dostrzegam w nim swoje ja
Wielkiego architekta w zenicie
Celebrując tę chwilę, słuchając co mówi przestrzeń
Co mówią duchy roślin dziś, co mówiły przedtem
Przemawiam ja
I choć to odległe miejsce jest niczym raj, ukochane i bezpieczne
Поcмотреть все песни артиста