To zdarzenie miało miejsce, jak żonkile zakwitły Pan Patryk to działkowicz, urządził sobie piknik Wrócił z dziwnym ukąszeniem poniżej lewego ucha To pewnie jakaś muszka, komar albo końska mucha Rano musiał wstać do pracy ale zaniemógł biedak Miał stan podgorączkowy i łamało go w plecach Rodzinny lekarz wypisał L4 z miejsca Dał mu jeszcze jakąś maść, żeby opuchlizna zeszła Pan Patryk mieszkał z żoną w jednym z większych miast Polski Ich małżeństwo trwało już 24 wiosny Żona kupiła mu proszki w sąsiedniej aptece Nie chciał żeby się martwiła więc jej mówił, że mu lepiej Nosił gruby sweter z golfem mimo, że było ciepło Ukąszenie na szyi ciągle ropiało i piekło W końcu naciął je żyletką, żeby wycisnąć śluz Tak cuchnęło, że mu cały obiad podjechał do ust Od dwóch dni wszystko co zjadł kwitował pawiem Jego żona wyjechała do swojej rodziny na wieś Lekarze gówno wiedzą, ciągle flaki go bolą A wielki cyst na szyi przybrał fioletowy kolor Nocą nie mógł spać, miał przedziwne koszmary I czuł, że zachodzą w nim nieodwracalne zmiany Zanim zawinął się jak taka krewetka i usnął Zarzygał lepkim gównem całą podłogę i łóżko O, Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak yo, yo Krótka gadka przy furtce, że w tych czasach nie jest łatwo Kiedy zapaliła światło w domu nie wierzyła oczom Na środku pokoju wyrósł gigantyczny kokon Cały spływał ropą i obrzydliwie cuchnął Wołała swego męża, ale było już za późno Pod żółtą powłoką zobaczyła czyjąś twarz Dziwnie opuchniętą skórą, jakby poparzył ją kwas Jeszcze raz krzyknęła imię męża - cisza Ostrożnie zaczęła się do tego czegoś zbliżać Krótka analiza faktów, trzeba wezwać pomoc W pokoju jest zawinięty w kokon listonosz Jegomość wyszeptał do niej ledwo, "Uciekaj!" Patrzyła jak szlam z krwią mu z ust wycieka Kobieta nie myśląc chciała biec do sąsiadki Ale z kuchni wypełzał odmieniony Pan Patryk Miał martwy wzrok, skórę białą jak posąg Stał na czterech wygiętych kończynach, na boso Z widoczną skoliozą, posykując jak żmija Taki człowiek pająk, ale w wersji z Czarnobyla Nie wierzyła w to co widzi, kiedy ruszył z całą siłą Przygniótł ją do podłogi, plując w twarz dziwną śliną Wzięła pilot od telewizora, który był pod nią I tak mocno jak umiała wbiła go mężowi w odwłok Mutant się cofnął, ale znów na nią natarł Chrząkając ciepłą wydzieliną jakby miał katar Zaczęła płakać i prosiła go by przestał Aż po chwili odezwała się w nim resztka człowieczeństwa Przeszła go nikła myśl, zabiło serce Jakby zrozumiał swój czyn i szacował konsekwencje Najprędzej jak umiał uciekł tłucząc szyby w oknach I nikt kogo znam już go nigdy więcej nie spotkał Krótka historia wydarzyła się naprawdę Pani Maria próbowała dojść do siebie po traumie Pojechała na działkę i poczuła w sercu ucisk Bo znalazła ochłap skóry, którą Patryk z siebie zrzucił O, Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak yo, yo O, Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak yo, yo O, Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał na biwak Pan Patryk pojechał...