Leci Dan Butler w radio i pyta czego chcę, ostatni tydzień to znaleźć chociaż godzinę na seks,
Mała mówi, że już nie pieprzę jak facet, odkąd dostaje wypłatę i płacę sam za się.
Ksiądz mówi: "Znajdź 5 minut na pacierz, bo windą do nieba zjeżdżasz na parter",
Moja sztuka - arte pro arte, wkładam 2 palce i rzygam na całą rap grę.
Nie ratuje mnie już nawet, kiedy piszą maile fani, a w nich słowa podziękowań, że już nie chcą się zabić,
Bo posłuchali autobiografii i na fali mentalnej zmiany, mówią, że od dziś można żyć marzeniami.
Nigdy nie chciałem być znakiem "Stop" na drodze śmierci, choć bardziej od dance macabre wolałem dirty dancing
I jak sens w tym, że na jednym podwórku stu raperów pisze teksty.
Koncerty - mogłem wracać z parą pamiątkowych majtek, ale to jak kawałek szmaty zabierać szmacie,
Więc się wkurwiam, że bez flirtu nie potrafię, za to mój DJ od zawsze wchodzi na gapę.
Szukam słów trafiających w głowę, jak headshot i myślę, że oryginalnie pisałbym lewą ręką,
To, co mam chyba nazywam depresją, bo wszystko mnie wkurwia, jak Marit Bjoergen.
Na twarzy ponura, jak Stańczyk Matejko, obwiązałbym życie jak Hłasko Pętlą,
Polski swag, jak gangsterka w Seicento, bieda w dobrych ciuchach i tak jebie nędzą.
I nie musisz mówić, jak mnie wkurwia brak śniegu w święta,
I w TV Kevin, Kevin, Kevin, Kevin, Kevin, Kevin, Kevin, Kevin, kurwa mać!
Ten sam dzień, co w pierwszej zwrotce, na uczelni głodny, jak wilk obczajam owce,
Profesor pyta mnie o wrażenia po książce, nie mówię wieje chujem, tylko trąci tym, co modne.
Prowadzę zajęcia z bandą idiotek, co pachną pustką, jak stary motel,
Jestem facet to myślę, jak Łysy z Brazzers, wyobraź sobie - ja sam i 10 studentek.
Twardy muszę być ze stalowym prętem, ruszać lub myśleć trzeźwo, lub myśleć więcej,
Myśleć o bólu, wtedy minie to napięcie, a ja odwrócę się i wyjdę na pięcie.
Kłaniając się w pas każdemu z tytułem powyżej magistra i muszę trzymać, i choć wkurwia mnie świat, bo nie płaczę krwią co miesiąc, jak cipka.
W domu jestem, jak strzępek nerwów, na uczelni zrównoważony, jak prezes koncernu,
Rover - hybryda kilku charakterów, nadal zdarza mi się lecieć łukiem do celu.
Kumple ze studiów to jak zemsta frajerów, a ja czuję się, jak Robin z Gotham lub Sherewood,
Na studiach i w rapie nie ma, nie mam kolegów, jestem centro-lewico-prawicą na rozbiegu.
I dzwonią do mnie stąd i stąd, więc do jednych rzucam kurwami, do drugich erudycją,
Na świat ciągle patrzę przez szkło, moje podwójne życie w końcu nie jest hipokryzją.
Ale kiedy śnieg nie pada do świąt, a w telewizji co roku leci "Kevin",
To czy profesor, kobieta czy ziom, krzyknę - kurwa mać, chuj w dupę tej paraleli!
Поcмотреть все песни артиста