Zabiłem w sobie humanizm, zostały kieliszki i kartka Przechlałem się kurwa do granic, już nie znam się na żartach Chleję tą wódę od rana do nocy i ziemia pode mną się chyba rozstąpi Nie da się raczej już niżej upaść, zasnę w butach Pani myśli że miasto jest nasze, bo słońce tu zgasło, się palą latarnie Pani nie wie że przejście jest w szafie, czeka flaszka, czas na Narnię Pani nie wie że palą się ściany, dymem oddycham i rzygam na dywan Pani nie wie że walą się bramy i wołam pomocy, nosz kurwa nie słychać? Teraz tylko te cienie kołyszą firany i spada na zeszyt poezja Ty znałeś te cienie jak żyły a potem zawisły na pętlach Jest pokój krzesło i świeczka, tylko czuć parafinę w powietrzu Już nie wiem nawet jak pachnie trawa, ćmy latają jak Sinatra w deszczu Jest ciemno, sam tutaj jestem, serce mi wali w płuco jak w bęben Chciałem łyknąć tabletkę, nie mogę, bo trzęsą się ręce i kręci się w głowie Może ona pamięta mnie jeszcze, może tu wejdzie otworzy okna Uśmiechem cofnie tą chorą incepcję, obudzę się wreszcie i zniknie koszmar ♪ Ha, jakby ci to powiedzieć Tą szmatę na stole to rżnąłem jak żyto, aż wióry szły I wcale nie było mi przykro, że robię to z inną jak moja śpi I jakoś nie było mi wstyd za ten skuty ryj Jakkolwiek bym się nie zachował chciała seks na Żołądkowej Tej szmaty już nie ma, nie wiem gdzie łazi i z kim się pieprzy Ty, nie wiem czy kręci ją seks na plaży czy już Brazzersi Moja mała jeszcze śpi, jak wstanie da mi w pysk Da mi w pysk, jeszcze śpi, jak wstanie każe wyjść, oh Chlałem na umór whiskey, starkę w dziób na setki Ty, rwałem do bólu brzydkie raszple, fiut na śmietnik, oh W chuj miałem długów, pasje miałem - grać koncerty Chwiejnym krokiem wracałem do domu znowu wlać do gęby Miałem doły i dołki, ktoś donosił na kumpli Komuś zerwali paznokcie, mi z butów kazali wyciągnąć sznurówki Miałem doły i dołki, nikt nie podawał mi dłoni Dziś jestem sam na sam z myślami, out of body