W nocy odwiedził mnie znów znajomy sen Wielkie pałac, duży garaż A w nim złoty cayenne Ludzie bez zmartwień, szczęście wokół Każdy zdobył swój cel Gdybym mógł zostać w tym świcie Nigdy nie obudzić się Spokojne czasy, bez konfliktów i walk Dostatnie życie a nie ciągły bilans zysków i strat Nikt sie nie boi że na plecach ciąży fiskus i bank Nie ma bezdomnych, każdy na swoim dziedzińcu jak pan Bezpieczne ulice miast Nie ma podziału na bogatych, biednych, różnice klas Każdego stać by mieć czas na dobre chwila jak w spa A nie tyra na dwie zmiany by odbić życie od dna Wszyscy do czegoś doszli Patrz, koledzy z podwórka – dzieciaki co maja przyszłość A nie kredyt za studia Dalekie plany A nie rebus jak tu przetrwać do jutra Dopasowany każdy szczegół niczym element w puzzlach Zamiast na metki ubrań, każdy patrzy przed siebie Bez kompleksów, tylko pełne wyobraźni kieszenie Jedyny problem gun 0 Kaseta szumi w walkmanie Już zaczynam w to wierzyć Mordo, uderzam o ziemie Wielu liczy na ślepy fart Że kiedyś znajdzie na ziemi raj Kiedy nie widzą już dla siebie szans Każdy jest gotowy zabijać i kraść Wielu liczy na ślepy fart Że kiedyś znajdzie na ziemi raj Kiedy nie widzą już dla siebie szans Każdy jest gotowy zabijać i kraść