Powiedz, znowu ten tryb ci wszedł? Bezsensowna gonitwa, idiotyczny bieg Łapiesz tyły tu, bo nie tak wiele tej siły znów Kiedy ten dzień się skończy, na miły Bóg? Wiesz, że nieprędko, głównie stąd że wzrasta tempo, ale nie maleje utrudnień front Ty natomiast nikniesz z chwili na chwilę Bez najmniejszych szans, żeby z tej matni wyleźć Ha! Zresztą dokąd? Może kabaret? A będzie ich parę, Opole czy Sopot Typ na scenie w peruce, widownia ryczy pełnym płucem Ty nie ryczysz. Ty myślisz, którędy uciec Jak stąd zrobić wyjazd Kiedy rzeczywistość tak mocno nie sprzyja Zbiec? Nie uchodzi. A czmychnąć? Tragedia Uciec? Niehonorowo. Szansa jest jedna: Chwil poświęcić na to byś parę mógł: Czy to aby nie pora na małe tu I czy choć teoretyczną dajesz sobie szansę na pit stop I czy to nie czas, by stąd Wyłącz ten jazgot Idź do parku, zobacz, może jakiś gawron tam uwił gniazdo No i co, że to okropne ptaszysko? Co za różnica? Idź do parku. Masz blisko Pójdź sobie trawę bez pośpiechu podeptać świat 2.0 jakoś to przetrwa Patrz w niebo bez tych uproszczeń zbyt łatwych Ba, może trafisz na intergalaktyzm Zrzuć ciężar na chwilę z bani Idź do kina na film, co jeszcze nie byłeś na nim Weź telefon i zadzwoń do kogoś bez wyraźnego powodu Jeśli trzeba, to go obudź Odpuść pracę nad sobą; Weź psa na spacer, jak nie masz psa, to pożycz od kogoś Wiem, schody czasem istotnie tu strome Ale trzeba niewiele tak, ot, małe na moment Chwil poświęcić na to byś parę mógł: Czy to aby nie pora na małe tu I czy choć teoretyczną dajesz sobie szansę na pit stop I czy to nie czas, by stąd