Kochaj swoje życie, tą odwieczna gonitwę, wędrówkę bez końca.
Kochaj tą,
Za którą wciąż gonisz –przystrojoną słońcem, ozdobioną księżycem.
W niej Galaktyka cała, zaś ona sama – Galaktyką.
Za nią – tam gdzie lądy do odkrycia.
Gdzie nowe myśli, idee.
Gdzie nowe ziemie.
Gdzie wojownicy do pokonania.
Duch rozszerzającego się wszechświata.
Rasa zdobywców.
Tam gdzie przestrzenie, czasy, gdzie ruch.
Gdzie podróż, cel, gdzie zdobycz.
Tam gdzie zwycięstwo, odpoczynek, lecz i stagnacja.
Więc znów szukanie które prowadzi do błędu, potem – upadek.
Następnie śmierć... Przestrzenie, czasy...
Galaktyka w Niej
Była ze mną chyba odkąd tylko sięgam pamięcią.
Czasem spotykałem ją na mojej drodze.
A może źle się wyraziłem – nie spotykałem
Jej samej, lecz raczej jej ulotne cienie.
Prowadziła ze mną dziwną grę.
Przybierała różne formy, kształty, postacie, pod
Którymi dawała mi odczuć swoją obecność.
A więc –była drzewem, pod
Którym spałem nocą i była gwiazdą, w kt
órą wpatrywałem się przed snem.
Szeptała do mnie wodą strumienia, p
Rzez który przechodziłem i śpiewała
Głosem ptaków, które budziły mnie rano.
Czasem przybierała nawet postać
Kobiety, której nie byłem w stanie się oprzeć.
Nad ranem zawsze znikała bez śladu, z
Ostawiając mnie znowu z szeptem strumienia,
śpiewem ptaków i mglistą poświatą
Swojej twarzy wyrytą w mojej pamięci.
Noc spędzona z nią zostawiała we mnie też pewne dziwne uczucie.
Uczucie, które powodowało, że od razu ruszałem w dalszą drogę, szuka
Jąc jej za każdym zakrętem, w kolejnym mieście, za kolejnym wzgórzem.
Zawsze w ruchu.
Zawsze do przodu.
Opętany pragnieniem znalezienia jej znowu.
Chyba zresztą nigdy nie chciałem mieć jej na własność.
To właśnie poszukiwania, to właśnie drogi pragnąłem.
Tej siły, która napędzała mnie, ksz
Tałtowała moje czyny, żądze, pragnienia.
Biec.
Tam gdzie lądy do odkrycia.
Gdzie nowe myśli, idee.
Gdzie nowe ziemie.
Gdzie wojownicy do pokonania.
Duch rozszerzającego się wszechświata.
Rasa zdobywców.
Aż wreszcie nadszedł ten czas, g
Dy sama Ziemia przestała mi już wystarczać.
Oni już od wieków próbowali sięgnąć gwiazd.
I w końcu gwiazd sięgnęli.
Przemierzałem więc z nimi już nie drogi, mi
Asta czy wzgórza ale przestrzeń, planety, galaktykę.
W pogoni za nią, gnany tą samą tęsknotą, nada
L znajdowałem jej odbicie w tym
Nieziemskim pędzie światła, myśli i przestrzeni.
Wyraźnie widziałem jak Ona tańczy
Powolnym, spiralnym ruchem galaktyki.
Wpatrywałem się w jej oczy – gwiazdy świecące i
Goniłem komety, by zaplątać się w warkocze jej włosów.
Moja.
Moja?
A właściwie to gdzie jestem ja a gdzie ona?
Wszak to odwieczna gonitwa.
Ale czy na pewno chodzi o to, aby być razem?
Czyż nie lepiej – zawsze w ruchu?
Pędzić?
Zdobywać?
Czasem tylko dotknąć?
Czasem tylko – na chwilę krótką – posiąść?
Zdobyć?
I biec dalej.
A więc – moja – lecz tylko czasami.
Nie mam jej.
Nie posiadam jej.
Jestem.
Z nią.
Поcмотреть все песни артиста