Nie, na schwał Nagie nogi dwie za pas wziął Król za dnia w księżycową noc gorzkniał jego wzrok To nie król Maciek ani król Artur Raczej król głupawych żartów ze spalonego teatru Wygrane życie dziedziczył w spadku Miał nadmiar złotych zegarków, które do taktu Starannie psuły mu nastrój Starannie przypominały, że cały dobytek przeminie Tak jak domy z piasku Szukał więc uniesień między spotkaniami Upraszał swój weltschmerz, by nie dręczył go tak za nic Cenił swe podróże wzrokiem w błękit ponad nami W głębi ponad nami się zanurzał Piętrzył ponad snami w chmurach Swawolne wizje o twoich oczach i o tym podartym liście O sobie samym i o tobie, zanim straciłaś szacunek purystek Jakie to płytkie, denne i pobieżne wreszcie twierdził i zasypiał By znów tonąć w chmurach, snuć te same brednie To nie król Maciek ani król Artur Raczej król zwrotu podatku ze spalonego urzędu Wygrane życie zwracało VAT mu Miał nadmiar świec i ogarków Które post factum rozdawał nie bez przypadku Rozdawał pomiędzy Boga i diabła i niestety mylił Odbiorców tych datków Szukał więc uniesień, lecz się nie zjawiały Upraszał swój weltschmerz, a ten dręczył go tak za nic Rozpalone jego świece w świecie porastanym przez Trujące kwiaty, które zbierał choć go osłabiały To nie król Maciek ani król Artur To król łamanych opłatków Palonych szlugów i składanych życzeń Palonych mostów i zbieranych faktów Miał nadmiar myśli w głowie, więc chciał wyśnić odpowiedź A co noc wracał koszmar, a w nim wyścig po przebrzydły ogień Nie, mało spał Nagie nogi dwie za pas wziął Król za dnia w księżycową noc gorzkniał jego wzrok