Przyjdzie, Panie, zaginąć, ratunku potrzeba Którego ja nie pragnę, jak od Ciebie z nieba Twej się woli polecam i przyznać to muszę Miasto wszelkiej pociechy ciężki żal odnoszę Wszakże ja to od Ciebie, Zbawiciela mego Przyjmuję też ochotnie z serca wesołego Jestem jak wodna trzcina, która z wielkiej suszy Skoro lada wiatr wionie, zarazem ją skruszy Albo jak list zielony, który mrozem zdjęty Od rodzajnego drzewa bywa precz odcięty Który na ziemię padłszy za nic już nie stoi Tylko się jego szumu daremnie zwierz boi Tylko się jego szumu daremnie zwierz boi Przyjdzie, Panie, zaginąć, ratunku potrzeba