Żyje w świecie, w którym nikt nie chce oddychać Kocham ludzi, u których nie wiem co słychać Mamy czasy, w których nie można dotykać mnie Wypuszczam biały dym, jak Watykan Twoje dłonie klaszczą w tłumie, który sławi moją ksywę Pędzę na ratunek do tych rozpalonych dziwek Czuję się okropnie, dziki seks po kokainie Niech chociaż przez chwilę tutaj coś będzie prawdziwe Znamy się niewiele, ale oddałbym ci dom Wszystko jest toksyczne jak ten pierdolony chrom Co chwile w to idę, taki podświadomy błąd Dzisiaj wyglądamy ślicznie i masz bardzo ładny głos Okno jest duże, masz widok na Kraków Piszesz mi listy, są czarne od płaczu Dziwne mam myśli, proszę nie atakuj Whisky przy łóżku, oglądam skok z dachu Świeci księżyc na pościel, na moje kwiaty w sypialni O mnie znów coraz głośniеj, coraz ciszej się kochamy Świeci księżyc na pościel, na moje kwiaty w sypialni O mnie znów coraz głośniej, coraz ciszej się kochamy Autobusy, fortepiany i twój stary, stary, dom Brabusy, okulary, byłem mały - chciałem to Pisaliśmy teksty, czułem dumę, miałem flow Tworzyliśmy grupę i cały czas ze mną są Zrobią dla nas wszystko tak jak zakochane dupy Byłem zagubiony, uczyłem się robić ruchy Czas leciał za szybko i szybko zmieniłem zdanie I raczej nas to ominie, jak hotelowe śniadanie Mów do mnie po rosyjsku i śpiewaj Te kamienice mają sufit do nieba Mów do mnie po francusku i pytaj Mów do mnie dzisiaj w kilku językach Mów do mnie po rosyjsku i śpiewaj Te kamienice mają sufit do nieba Mów do mnie po francusku i pytaj Mów do mnie dzisiaj w kilku językach Świeci księżyc na pościel, na moje kwiaty w sypialni O mnie znów coraz głośniej, coraz ciszej się kochamy Świeci księżyc na pościel, na moje kwiaty w sypialni O mnie znów coraz głośniej, coraz ciszej się kochamy