Zbereźny sen, odklejam oko i prężę brew Poranny pet siekiera, kofeina parzy się Pies targa smycz, ciągnie na stronę i szczerzy kły Wnerwia mnie gość, podrzucam mu kość Tak naprawdę to nic, nic nie muszę Zostawiłaś mi psa, stado muszek W chacie pusto i źle, nagie ściany Struty chodzę co dzień i zalany ♪ Na ławce zgon, na aport rzucam, wraca on Podchodzisz ty, chihuahua z torby szczerzy kły Krótka rozmowa, pupilek się chowa On zna te rozmowy, ich finał do połowy Tak naprawdę to nic, nic nie muszę Zostawiłaś mi psa, stado muszek W chacie pusto i źle, nagie ściany Struty chodzę co dzień i zalany