Rozerwały się góry na pół lawa spływa strumieniem Te piekielne kamloty spadają na ziemię Na jakikolwiek cud szansa jest mała Cudownie napiął się łuk uwolniła się strzała Ogniste orły nadlecą do nas z pustyni Rozdziobią grzeszników krwawą sprawią im rzeź Węże zza gładkich kamieni wypełzną z gęstwiny A każda dłoń sama zaciśnie się w pięść Panie Boże jak wspaniale tu Zapiera dech brakuje tchu Panie schowaj nas pod świata dach Po drabinie z nieba już czas I będzie się kopać doły głębokie i długie To jest dokładnie to, to co ja lubię Umiemy pamiętać i zemstę mamy w swym herbie Ich mamony rulony tarzają się w ścierwie Panie Boże jak wspaniale tu Zapiera dech brakuje tchu Panie schowaj nas pod świata dach Po drabinie z nieba już czas Panie Boże jak tu pięknie jest Z rozkwieconych łąk leje się krew Panie Boże czy to nie cud Fioletowe morze gładkie jest jak stół Ci wszyscy kapłani wszyscy ci politycy i Wszyscy dotknięci tą ciężką chorobą Uciekają w popłochu w ataku paniki Na dachu telewizji wyżej już stąd uciec nie mogą Botokąt Panie Boże jak wspaniale tu Zapiera dech brakuje tchu Panie schowaj nas pod świata dach Po drabinie z nieba już czas Panie Boże jak tutaj pięknie jest Z rozkwieconych łąk leje się krew Panie Boże czy to nie cud Fioletowe morze gładkie jest jak stół